niedziela, 9 listopada 2014

Rzeczy osobiste vol. 15



Na dworze pada i ciemno. Bardzo nie lubię tych krótkich jesiennych dni. Bo po pracy połazić nie można i pozwiedzać, zdjęcia to już tylko z długim czasem naświetlania, a po przejażdżce rowerem zostają przemoczone ciuchy, no i o odpowiednim oświetleniu roweru nie należy zapomnieć. A propos roweru, to, jak już niektórzy wiedzą, osiągnąłem mój tegoroczny cel: 2014 rok = 2014 przejechanych kilometrów. Udało się! Kondycja zbudowana i na basenie teraz płuca pozwalają dopłynąć dalej bez zatrzymania. Opłacały się długie treningi.

Czas też niedługo odwiedzić Wrocław. Jak co roku jadę na bożonarodzeniowy jarmark. Na śnieg na początku grudnia pewnie nie ma co liczyć, ale atmosfera jarmarku na pewno stworzy świąteczny klimat. Czekajcie zatem na zdjęcia z grudniowego Wrocka.

Dziś kolejna odsłona moich Rzeczy osobistych. Ostatnio powstał też pomysł, abyście to Wy pokazali mi swoje rzeczy osobiste, których zdjęcia trafią na mojego bloga. Czekam więc na Wasze zgłoszenia.



  1)  W jesiennym numerze MONITOR Magazine spotkanie z dwoma architektami zmieniającymi polską architekturę - Marcinem Mostafa i Tomaszem Koniorem, fotoreportaż z prawdziwej Kuby, rozprawa o przedmiotach, z których powstał nowoczesny świat w książce Deyana Sudjica "B jak Bauhaus", opowieść Richarda Bransona, jednego z najbogatszych przedsiębiorców na świecie o tym, jak dojść do celu, stosując własne, innowacyjne rozwiązania, a także historie pisane fotografiami Chrisa Niedenthala. Doskonała lektura na długie jesienne popołudnia.

  2)  Album Moderata "II" to coś więcej niż muzyka elektroniczna. Jest w niej niesamowita energia, głęboka melancholia, tęsknota i marzenia. Panowie z berlińskiego trio stworzyli małe muzyczne arcydzieło. Płyta to jedno, ale na żywo brzmią jeszcze bardziej rewelacyjnie! Polecam szczególnie kawałek Therapy, Bad Kingdom i Damage Done.

  3)  "Śląskie dzieje" w opowieści Kazimierza Popiołka. Historia Śląska od zarania dziejów do końca II Wojny Światowej.

  4)  Lekki, orzeźwiający cydr lubelski z najbardziej soczystych i dorodnych jabłek. Polecany szczególnie na upalne dni, ale również jesienną porą. Najlepiej pić schłodzony.

  5)  Bardzo bogato ilustrowana biografia Anny Dymnej. Mnóstwo zdjęć, ciekawa narracja autorki oraz fascynująca bohaterka. Zachwycająca uroda, talent, dobroć, ogromne i wrażliwe serce. Niesamowite wejście w osobowość bohaterki. A poza tym świetna okładka. Warto sięgnąć po tę książkę.

  6)  MEXX Ice Touch Man. Bardzo męski i świeży zapach dla mężczyzn. Elegancki, sportowy, romantyczny. Zapach nie trzyma rewelacyjnie długo, lecz zapach jest intrygujący.

  7)  W listopadzie Nowy Teatr zaprasza na rewelacyjną (A)pollonię w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego, Apokalipsę - Michała Borczucha, Koniec - Warlikowskiego, na który mam zamiar się wybrać oraz Pinokio - Anny Smolar. Oprócz tego sporo atrakcji w świetlicy Nowego Teatru.

  8)  Za białą czekoladą nie przepadam. Jednak Ritter Sport White Whole Hazelnuts mnie przekonała. Gruba, konkretna tabliczka, z dużymi, chrupiącymi, wypieczonymi orzechami oraz ryżowymi chrupkami. Słodka, śmietankowa, cudownie kremowa. Warto do niej wrócić.

  9)  Żelaźniak Ferrari GTO w skali 1:43. Lekkie rysy na karoserii, ale nie ma co się dziwić, w latach 90' przejechał sporo kilometrów.

niedziela, 2 listopada 2014

Z piaskiem w butach. Gdańsk



Kto by się spodziewał, że jeden z październikowych, jesiennych już weekendów przywita mnie w Gdańsku tak znakomitą pogodą. Samolot podchodził do lądowania, a ja, zanim dotknęliśmy kołami płyty lotniska spojrzałem jeszcze przez okno na rozświetlony latarniami Gdańsk.  Sądziłem, że miasto po sezonie będzie świecić pustkami, jednak pogoda spłatała figla i Długi Targ wypełniony był prawie po brzegi przybyszami z różnych zakątków Europy.

Knajpy raczej zapchane były ludźmi, ale udało się spróbować pieczonego dorsza, który okazał się rewelacyjny, odwiedzić muzeum polskich zabawek z lat PRL-u, w którym wspomnienia zaparły dech w piersiach, wspiąć się na wierzę mariackiego kościoła, no i przede wszystkim zobaczyć morze jesienią.

Dodatkowo trzy godziny - co okazało się zdecydowanie za krótko - spędzone w Europejskim Centrum Solidarności w stoczni. Rewelacyjne miejsce. W dalszym ciągu jestem pod jego wielkim wrażeniem. Punkt obowiązkowy na mapie Gdańska do odwiedzenia i zapoznania się z historią Solidarności i stoczniowców. Więcej o nim w jednym z kolejnych postów.

Było też molo w Sopocie. Dla mnie pierwszy raz w życiu. Słońce, krzyczące mewy i szum morza. Obowiązkowo złapane gofry z bitą śmietaną i borówkami. A potem samolot znowu wzniósł się w powietrze. Szybki powrót po dwóch fantastycznych wieczorach. Został jeszcze piasek w butach.