W tym tygodniu na celownik wziąłem warszawskie podwórka, a
dokładniej te śródmiejskie. Idąc ulicą czasami nawet nie wiemy co kryją wnętrza
kamienic. Z zewnątrz wszystko wygląda na zadbane, dopiero co odnowione fasady
uśmiechają się do nas barwnymi kolorami, a bramy budynków coraz częściej
zamykają się na klucz blokując dostęp do codziennego życia zwykłych i
niezwykłych ludzi.
Jednak czasami zdarza się, że brama jest otwarta i pozwala
ugryźć kawałek wnętrza kamienicy, którą tak dzielnie chroni. Wchodzę więc do
środka i widzę całkiem inną przestrzeń niż ta na zewnątrz. Podwórko. Powietrze
staje się dużo spokojniejsze od tego przepełnionego gwarem i zapachem ulicy.
Tutaj można się na chwilę wyciszyć i rozejrzeć dookoła. A co widzę? Ceglany
mur, gdzieniegdzie okryty kawałkami tynku. Betonowy dywan prowadzi do
drewnianych drzwi, nad którymi dziesiątki okien spoglądają z zainteresowaniem
na kogoś nowego z aparatem w dłoni, jakbym co najmniej chciał stąd coś zabrać.
Na szczęście jest figurka z Boską Matką, która ogarnia swoją energią całą tę
przestrzeń i chroni zarówno tubylców , jak i tych, którzy przez przypadek tu
wpadli.
Pod ścianą trzepak, a wokół auta ucinają sobie drzemkę przed
kolejnym wyjściem w miasto. Niektóre jakby wrosły już na stałe w betonowe
podłoże. Pod oknem śmietnik, który wydobywa z siebie jęczące pomruki i wyrzuca z siebie co chwilę resztki wczorajszego obiadu. Na
murach wojownicy w hełmach uważnie obserwują to co dokoła, choć niektóre dziwne
stwory wyglądają co najmniej jakby chciały zaprosić przybysza do zabawy. Oby
nie skończyło się to jakimś większym zadrapaniem.
Robię więc zdjęcie i zostawiam w spokoju te wszystkie
spojrzenia, aby wejść w kolejną bramę i zacząć wszystko od początku, w całkiem innym
klimacie. Czy kolejne podwórko da się tak szybko oswoić, czy wypluje mnie
wybierając prywatność i święty spokój? Nie dowiem się jeśli nie wejdę…